Znawcy zagadnienia, nawet o tak zróżnicowanych poglądach, jak Bettina Arndt, Bob Santamaría, Geraldine Doogue, Moira Eastman czy Don Edgar, zgodnie potwierdzają obecny kryzys rodziny. Jako jedną z przyczyn wymienia się bezrobocie. W Australii jest milion ludzi bez pracy. Około sześciuset pięćdziesięciu tysięcy dzieci żyje w rodzinach, w których żadne z rodziców nie pracuje zarobkowo (jest to jedna czwarta wszystkich australijskich dzieci).
Drugiej przyczyny należy upatrywać w nadmiernym zaangażowaniu się w sprawy zawodowe. By nie stracić pracy, wiele osób spędza dziś w swych zakładach pięćdziesiąt, sześćdziesiąt godzin tygodniowo. Fakt, iż ma się zatrudnienie, stwarza takie samo poczucie niepewności jak jego brak. Dotyczy to szczególnie osób pracujących w małych firmach, choć prawdą jest, że zatrudnieni w przedsiębiorstwach prywatnych, a nawet na etatach rządowych, są równie zagrożeni. Krótko mówiąc, nikt nie czuje się bezpiecznie.
Najbardziej jednak znamiennym zjawiskiem jest to, że w około trzystu tysiącach rodzin z małymi dziećmi zarówno ojciec, jak i matka pracują w pełnym wymiarze. Ludzie ci narzekają na niezmiernie nerwowy tryb życia. Śpieszą się, dowożąc lub odwożąc dziecko z przedszkola, nerwowo przeprawiają się przez miasto, usiłują ukraść kilka godzin na sen… W efekcie zarabiają akurat tyle, by pokryć koszty opieki nad dzieckiem, koszty eksploatacji samochodu itp. W poczuciu winy wydają resztki pieniędzy na dziecięce zachcianki, by w ten sposób zrekompensować im swoją ciągłą nieobecność.