Tangata Quintet, Artur Gadowski „TanGado”

0
504
Rate this post

Tangata Quintet, Artur Gadowski „TanGado”

MTJ

Ech, w tan ten Gado…

Kto nienawidzi starego kina, zabaw podmiejskich, klimatu dusznych knajp pełnych gotowych na wszystko straceńców, niech trzyma się od tej płyty z daleka. Resztę Artur Gadowski w doborowym towarzystwie utytułowanego Tangata Quintet zaprasza do tanga. I robi z niezwykłym urokiem.

Sam Artur Gadowski mówi, że tango to jego pasja. I to słychać. W każdym z zawartych na tym krążku trzynastu nagrań. Świetnie zagranych, nastrojowych, zmysłowych.

Znakomitym wstępem (niczym kiedyś Grechuta) jest zaproszenie do „TanGada”. Jeśli przy nim serce drgnie, dalej czeka prawdziwa uczta. Składają się na nią klasyki „Całuję Twoja dłoń madame” czy utrzymane w stylu nuevo „Już nie zapomnisz mnie”, splecione z kompozycjami nowszymi („Zakochaj się we mnie jeszcze raz”, „Patrzę”) twórców takich jak Kukiz czy Wojciech Byrski – tekściarz zespołu IRA. Trzymają one jednak spójny klimat, nad czym czuwał aranżujący całość Filip Tabędzki.

Tango ze swej natury niesie w sobie smutek. Jest głosem nadziei, a czasem ostatnim krzykiem rozpaczy. Słychać to w nostalgii zawodzących skrzypiec, pulsującym nerwie rytmu, w znakomitych tekstach o „czymś” („Chryzantemy złociste”, „Most samobójców” czy kameralne „To ostatnia niedziela”), jak również w budzących niepokój, rozchodzących się harmoniach („Tango noctruno”). To właśnie część magii tanga, którą Gadowski wydobywa śpiewając z umiarem, spokojnie, skupiony na treści a nie jakichś wokalnych wygibasach (Gadowski to nie Gardel…). Tego ascetyczne raczej tango by mu nie wybaczyło.

„TanGado” niczego nie drąży. Wykonania na tej płycie nie są odkrywcze, ani też szczególnie wyjątkowe, jeśli chodzi o popisy techniczne muzyków. Ale to nie znaczy, że czegokolwiek jej braknie. Przeciwnie, ta jej solidność może sprawić, że znane nazwisko na okładce odświeży pamięć o tych, którym się ona bezwzględnie należy – Ludwiku Warsie, Andrzeju Właście, Jerzym Petersburskim. Bo komu dać się uwieść, jak nie ich wspaniałym melodiom i tekstom?

Fanów ostatnich nagrań macierzystego zespołu Artura ani klimat, ani nawet pomysł tej płyty nie powinien zaskoczyć. IRA nie jest już dziś kapelą grającą szczególnie ostro. Ktoś napisał gdzieś nawet, że Gadowski przestał być rockmanem. Może. Taka kolej rzeczy. Zresztą, jeśli dzięki temu powstają takie krążki jak „TanGado”, czy to aby na pewno źle?